1. Skip to Menu
  2. Skip to Content
  3. Skip to Footer

Szlak Kajakowy - Pętla Pałucka Żnin - Bydgoszcz

Zapraszamy na Pałuki

Pałuki zawsze kojarzyły mi się z miastem Żnin, przez który przejeżdżam w drodze do Poznania i z osadą w Biskupinie zapamiętaną jeszcze z dzieciństwa. W podstawówce i gimnazjum co roku we wrześniu organizowane były wycieczki do Biskupina, na festyn biskupiński. Niemałą frajdę mieliśmy mogąc wczuć się w rolę osadników. A to ktoś lepił garnki z gliny, tkał sukna, starał się wykonać broń lub wybijał monety,

to znowu ktoś inny skazany za przestępstwo był skuwany w wielkie kajdany, często walczyliśmy ze sobą atakując i broniąc osadę,

a później – i tak co roku - kupowaliśmy pełno różnych pamiątek,   jechaliśmy w trasę kolejką wąskotorową i zmęczeni wracaliśmy do domu. Nie wiedzieliśmy wówczas nawet tego, że osadę odkryły w latach 30-tych XX w. dzieci w naszym wieku, a sprawę nagłośnił nauczyciel Walenty Szwajcer. Nikt z nas nie zwracał uwagi na wykłady historyczne na temat osady i żyliśmy w błogiej nieświadomości, co tracimy - a tak naprawdę to poznanie tej historii jest najciekawszym elementem wycieczki i każdy powinien rzetelnie odrobić zadanie domowe i nadrobić zaległości z niewiedzy na ten temat.

Jednak Pałuki to nie tylko miejsce szkolnych wycieczek i odcinek trasy między rodzinną dla mnie Bydgoszczą a studenckim miastem Poznań. Dopiero po zobaczeniu tego miejsca od kulis można się przekonać, że Pałucka Pętla to bogaty w malownicze krajobrazy 115-sto kilometrowy szlak wodny, który stanowi ciekawą atrakcję dla amatorów spływów kajakowych. Pętla złożona jest z Gąsawki z kilkunastoma jeziorami, fragmentu odcinka Noteci wraz z Kanałem Noteckim oraz szlaku Strugi Foluskiej z jeziorami. Spływy można rozpocząć w dowolnie wybranym miejscu, a całą trasę, w tempie turystycznym, pokonuje się w około tydzień.

Gąsawka to typowa rzeka nizinna, która wraz z Wełną i Notecią zalicza się do trzech najdłuższych rzek Pałuk. Jest długa na 58 km, a płynąc wyznaczonym przez nią szlakiem mija się masę urokliwych miejsc, takich jak na przykład Jezioro Oćwieka. Jego wody przejrzyste są na ponad 2 metry, a w nich licznie występują płocie, leszcze, liny, karpie. Lecz to nie one przykuwają uwagę, prawdziwym skarbem są naprawdę dużych rozmiarów wodne drapieżniki takie jak węgorze, okonie, szczupaki i sandacze. Dalej przepływamy Jezioro Gąsawskie, Jezioro Godawskie, Jezioro Biskupińskie, przy którym znajduje się wcześniej wspomniana rekonstrukcja ponad 2700-letniej osady biskupińskiej.

Na trasie znajduje się również wieś Wenecka z ruinami zamku Diabła Weneckiego. Zamek powstał w XIV w., a panował w nim potężny ród Nałęczów. Ponoć jeden z Panów Zamku znalazł wybrankę serca, która kochała się w adriatyckim pięknie i gdy zabrał ją w swe strony do rodzinnej siedziby rzekł do niej „Masz tu swoją Wenecję” i tak pozostało.

Ostatnim panem zamku był kasztelan nakielski, generalny sędzia województwa kaliskiego Mikołaj Nałęcz Chwałowic. Chodzą różne opinie na jego temat. Można zasłyszeć, że był dobrym, praworządnym i sprawiedliwym panem, lecz byli również tacy, co mówili, że był z niego zły człowiek, srogi i nieuczciwy, wyznaczał surowe kary i za życia się z diabłem sprzymierzył – stąd się wziął jego przydomek, Krwawy Diabeł Wenecki. Pewnego dnia, gdy we dworze huczna zabawa była, rozpętała się burza nad zamkiem. Jak piorun strzelił, tak zamek zrównał się z ziemią – nikt nie przeżył, nic nie ocalało i po wspaniałym zamku zostały tylko ruiny, które przykryły pod ziemią liczne skarby pana. To była boska kara za krzywdy jakie wyrządził. Duch bogatego i chciwego Mikołaja Chwałowica, nie mogąc znieść tej okropnej straty, przywiązał się do złota zakopanego pod ziemią i wył w rozpaczy i agonii, czekając na uwolnienie.

Mówi się, że uwolnić go miała niewinna istota, która znajdzie w zamku schronienie i niby taka się już pojawiła. Trafiła tam bowiem dziewczyna, która uciekała przed prześladującym ją starostą z Gąsawy, a że była czysta, nieskalana objawiła się jej zjawa Mikołaja. W podzięce za uwolnienie duszy Weneckiego Diabła, otrzymała od niego trzy kufry złota – jeden dla biednych, jeden dla kościoła, jeden dla niej samej, aby dostatnie i godnie przeżyła resztę swych dni. Krwawiec opuścił ruiny zamku i ponoć nie słychać już szlochów i jęków z lochów zamczyska. Jednak wciąż jest niewielu śmiałych, którzy są na tyle odważni, by nocą sprawdzić, czy Mikołaj faktycznie opuścił swój dom.

Na dalszej części szlaku przemierzamy Małe i Duże Jezioro Żnińskie, a pomiędzy nimi miasto Żnin, którego barwną i ciekawą historię należałoby spisać osobno. Warto jednak napomknąć, że od XV w. Żnin słynął między innymi z wyśmienitego, doskonale warzonego piwa.

Płynąc wyznaczoną trasą przepływamy Jezioro Dobrylewskie i Jezioro Sobiejuskie, które ze względu na szybko tworzącą się wysoką falę, są szczególnie niebezpieczne dla śmiałków chcących przepłynąć zbiorniki przez sam środek. Ciekawy jest fakt, że na terenie pomiędzy jeziorami, ponad 50 lat temu, odkryto osadę bardzo podobną do tej w Biskupinie. Dalej płynąc Gąsawką mijamy rozlegle łąki i wreszcie dopływamy do Szubina. Na terenach miasta Szubin, na długo przed powstaniem państwa polskiego, istniała osada ludzka, a świadczą o tym między innymi znaleziska urn i starych monet greckich. Najstarszy obiekt w mieście pochodzi z okresu założenia i do tej pory XIV-sto wieczny kościół pod wezwaniem św. Marcina, który został zbudowany w stylu późnogotyckim, zachwyca swoim oryginalnym pięknem.

Gąsawka ma ujście w okolicach Rynarzewa, gdzie rozpoczyna się drugi fragment omawianej trasy. A i to miejsce nie może nam umknąć, głównie ze względu na krążącą legendę o raku zakutym w złote kajdany.

Dawno temu, tam gdzie obecnie stoi poewangelicki kościół na rynku, był niewielki staw, który służył do pojenia bydła, a w wypadku pożaru korzystano z niego, aby ogień ugasić. W czasach, o których jest mowa, w Rynarzewie mieszkali kowale, którzy zaopatrywali miejscową ludność. Jeden z kowali uchodził za strasznego pijaka i awanturnika, ciągle wszczynał burdy i nie miał ani przyjaciół, ani klientów w rodzinnej wsi. Aby zarobić musiał swoje wyroby sprzedawać w innych pobliskich wioskach.

Pewnego listopadowego wieczoru, kiedy było ciemno, deszczowo, a zima była tuż za pasem, kowal wracał z sąsiedniej wsi. Jak zwykle upojony wątpliwego pochodzenia trunkami zataczał się do domu. Tak chwiejąc się z nogi na nogę, odbijając się od drzew, mrużąc oczy od deszczu i zimna, wpadł jedną i druga nogą do stawu. I mimo, że było płytko ugrzązł nogami w mule. Starając się wydostać, szarpiąc się i wiercąc pogarszał sytuację. Błotniste dno wciągało go coraz bardziej, a sprawę utrudniał łańcuch, jedyny którego nie sprzedał. Ściągało go ciężkie żelastwo na dno. I prawie cały zanurzony zaczął panikować i wołać o pomoc. Błoto oblepiało mu powoli usta, słychać już było tylko niewyraźne jęki. Jednak ludzie zdołali usłyszeć dziwne głosy dobiegające ze stawu. Zebrali się mieszkańcy dookoła. Jedni mówili, że potwór przybył do Rynarzewa, inni że to wielki rak tam się w wodzie szamocze. Chłopi z widłami stanęli do obrony wioski, co odważniejsi starali się wyciągnąć jakoś bestię ze stawu. Zahaczył ktoś bosak o łańcuch kowala i wyciągnięto wielką błotnistą bryłę na ląd.

Można było już rozpoznać ludzkie kształty, lecz nadal nie dano rady zidentyfikować osobnika. Cały błotem pokryty. Ktoś wreszcie wiadro wody wylał na biedaka i rozpoznać można było pijaka z Rynarzewa. Ci co nie lubili kowala wyśmiali go i rozpowiadali, że w stawie raka okutego złotem znaleziono. Tak się ta historia przyjęła, wszyscy zaczęli ją opowiadać, że w końcu ludzie dali temu wiarę. I teraz nadal się mówi, że w tamtym miejscu można spotkać raka nieboraka co się z łańcuchami zmaga.

Następny odcinek trasy, czyli szlak Noteci i Kanału Noteckiego łącznie mierzy 36 km. Przez pierwsze 10 km płynie się w górę rzeki Noteć, aby następnie wpłynąć na trasę Kanału Górnonoteckiego. Dodatkową atrakcją całego spływu, a jednocześnie niemałą przeszkodą, są liczne śluzy wodne znajdujące się na odcinku kanału. W miejscowości Łabiszyn, który niegdyś był rycerską własnością, wraca się na rzekę Noteć. W Łabiszynie, na Wzgórzu Łabiszyńskim, w roku 1410 król Jagiełło zasadził dwa dęby, jeden z nich rośnie tam do tej pory. Ten fragment trasy kończy się w okolicach Barcina, gdzie do Jeziora Wolickiego wpada Struga Foluska.

Na samym początku szlaku mijany jest most kolejowy znajdujący się na linii Żnin-Inowrocław. Następnie przepływa się przez liczne jeziora, między innymi Jezioro Kierzkowskie, Jezioro Ostrowieckie, Jezioro Foluskie. I tu również o uszy obijają się liczne legendy.

Jezioro Kierzkowskie, możliwie urokliwe i latem i zimą, a w tym momencie szczególnie skupię się na tym zimowym pięknie. Dlaczego? Otóż przepływająca przez zbiornik struga sprawia, że wody jeziora rzadko zimą zamarzają, można wówczas dopatrzyć się weselnego orszaku w białych oparach unoszących się nad wodą. To wspomnienie tragedii jaka miała tu miejsce.

W pobliskim Wójcinie mieszkała rodzina Wąsali. Zamożni byli, ale to było jedyne ich szczęście, albowiem nie cieszyli się sympatią wśród mieszkańców wsi, skłóceni byli z sąsiadami. Po panującej zarazie została rodzicom jedyna córka Maryna i to w niej pokładali wszelkie swoje nadzieje. Starą, niedołężną babkę wyrzucili z dworu do rozwalającej się szopy i gdy tylko Maryna dorosła, wszystko na córkę przepisali. Pojętna to była dziewczyna, szybko się od rodziców uczyła i tak jak oni wcześniej babkę, tak ona również wypędziła starych do tej samej chaty nad jeziorem. Gdy nadszedł czas zamążpójścia panny, przygotowała się ona do tego odpowiednio. Ślub odbył się w Kierzkowie, po drugiej stronie jeziora. Zima była, więc panna młoda postanowiła skrócić sobie trasę z kościoła do Wójcina na ucztę weselną i z całym orszakiem weselnym przez środek jeziora się udała. Tafla zamarznięta była, więc można było pomyśleć, że dadzą radę przejść. W jednym momencie słychać było przeraźliwy krzyk, lód rozstąpił się i cały orszak został pochłonięty przez wody jeziora, zaległa długa cisza. Świadkiem tragedii była tylko stara babka przyglądająca się weselnikom znad brzegu. Z całego zdarzenia ocalał tylko kawałek mitry i kokarda, które wiatr na brzeg przywiał.

Płynąc dalej, przy Jeziorze Ostrowieckim, gdzieś na wschodnim brzegu podziwiać możemy piękne źródełko św. Huberta. Ponoć nigdy nie zamarza, nawet w okresie najsroższych zim. Źródło trysnęło, gdy pewnego dnia u brzegu jeziora padł myśliwy zraniony przez jelenia. Woda, spływająca na okaleczone ciało mężczyzny, wyleczyła jego rany.

Zmierzając w stronę Jeziora Foluskiego napotykamy na trasie przeszkodę. Niemałym utrudnieniem jest stojący na drodze kajakarzy młyn. I z tym młynem kojarzy się kolejna miejscowa legenda. Duch Józka nawiedza to miejsce i nocami młyn ożywia. Józek, starszy syn młynarza, zginał z rąk młodszego brata, który sprzeciwiając się jego nieczystym zagrywkom wobec mieszkańców wsi, nie otworzył spustu wody ze stawu. Józek, podczas szarpaniny, pośliznął się i wpadł pod młyńskie koło. Do dzisiaj są jeszcze noce, kiedy młyn wprawiony w ruch przez ducha miele zboże rolnikom, których za życia Józek oszukiwał. Sama śmierć chłopaka została przez mieszkańców uznana za karę boską za jego niecne uczynki.

Ten ostatni już fragment Pętli Pałuskiej, mający 21km, zakończony jest Jeziorem Chomiąskim. Pałuska Pętla Kajakowa z całą pewnością zostanie doceniona przez koneserów niecodziennych wrażeń, znawców obrazów malowanych przez samą Naturę oraz każdą osobę ceniącą sobie bliski kontakt z otaczającym nas środowiskiem. Omawiany szlak oferuje liczne atrakcje, a w nich nie tylko wyjątkowe krajobrazy. Sama trasa nie jest przesadnie wymagająca i może się na nią skusić wprawiony kajakarz, a na liczne odcinki również osoba początkująca.

alt

Angelika Kruszyńska

redrube.mobi fetishtube youporn tube8.online